O podejrzanych działaniach Narodowego Centrum Kultury
pisałem już na łamach tego bloga. A jednak pomimo takiego nadszarpnięcia zaufania
za jedno będę chyba zawsze wdzięczny dyrekcji tej instytucji: za serię Zwrotnice czasu. Przez ostatnie kilka
lat w kilkunastu tomach czołowi polscy autorzy fantastyki mieli sposobność
zaprezentować swoje wizji alternatywnych dziejów Polski. Jednym z tych autorów
był Konrad T. Lewandowski, który w 2013 roku wydał Orła bielszego niż gołębicę – powstanie styczniowe w realiach steampunkowych.
(Niżej podpisany miał w tej książce niewielki udział w postaci dołączanej do
niej gazetki). Minęły prawie dwa lata od premiery i pomimo tarć autora z
wydawnictwem pojawiła się kolejna odsłona serii sygnowana nazwiskiem
Lewandowskiego – Utopie.
Ten tom jest dużo skromniejszy od Orła bielszego niż gołębica. Zabrakło materiałów dodatkowych, a
nawet zwyczajowego w serii posłowia dyrektora NCK i zawodowych historyków. Czytelnik
otrzymuje jedynie dwie mikropowieści.
Pierwszą jest Wysłanniczka
bogini. Autor dał w niej upust swojej słabości do rodzimowierstwa, którą
się dzielił już na łamach tego bloga. Akcja utworu toczy się w czasie reakcji
pogańskiej, która naprawdę miała miejsce w historii po śmierci Mieszka II. Na
kartach powieści rebelia okazała się zwycięska. Żeby nie zaprzepaścić wiktorii,
przedstawiciele plemion zebrali się na wiecu we Włocławku. Pojawił się pomysł,
aby wspólnie z wikingami stworzyć unię państw pogańskich, mogących równoważyć
wpływy agresywnych państw chrześcijańskich. Niestety, obrady stanęły na ostrzu
noża, kiedy okazało się, że piękna córka wodza wikingów została porwana.
Wychodzę z założenia, że absolutnie cała literatura piękna
to historie alternatywne. Nawet Jeżycjada
Małgorzaty Musierowicz, która to opowiada o alternatywnym świecie, w którym w
Poznaniu na Roosevelta 4 mieszkają niejacy Borejkowie. Z naszej rzeczywistości
wiemy niezbicie, że nic takiego nie ma miejsca, o czym licznie pielgrzymujący
na poznańskie Jeżyce fani serii osobiście się przekonali; ku utrapieniu
lokatorów Roosevelta 4, zresztą. Podobnie alternatywnym Londynem jest ten, w
którym pod koniec XIX wieku grasował niejaki Sherlock Holmes z wiernym druhem doktorem
Watsonem. Pomimo przekonania niemałej rzeszy fanów przygód błyskotliwego
detektywa, dzisiaj możemy niemal z 100% pewnością dowieść, że Holmes nigdy nie
istniał. Doktor Watson musiał być niezłym blagierem: brakuje w archiwach
policyjnych opisanych przez niego przestępstw, na Baker Street pod wskazanym numerem
mieszkał kto inny, ludzie z kart powieści nigdy nie istnieli. Możliwe, że nawet
sam Watson został wymyślony.
Po co to piszę? Ano po to, żeby dowieść, że skoro cała
beletrystyka to historia alternatywna, wtedy nie ma powodu, żeby w opisie
alternatywnej rzeczywistości oddalić się od nurtu dziejów o kilka kroków dalej.
Czy była szansa, żeby wizja zaprezentowana w Wysłanniczce bogini mogła się ziścić? Daremne pytanie. Moim zdaniem
ten utwór nie powstał po to, aby dać się ponieść fantazji o pogańskiej po wsze
czasy Polskiej, ale żeby odpowiedzieć na pytanie, jaka jest nasza jako Polaków
tożsamość i co straciliśmy oddalając się od wiary przodków. Lewandowski
zgrabnie ustami bohaterów punktuje blaski i cienie, jakie zawdzięczamy
pogaństwu, chrześcijaństwu oraz Żydom. Takim puszczeniem oka do czytelnika jest
choćby hasło Rzeczpospolita, które pada w zakończeniu.
Tytuł drugiej opowieść może zabrzmieć miłośnikom
Lewandowskiego znajomo – Królowa Joanna d’Arc.
Historia „Dziewicy orleańskiej”, która miast skończyć na angielskim stosie,
udała się na krucjatę przeciwko husytom, była już opublikowana kilkanaście lat
temu nakładem wydawnictwa Alfa. Ów tekst został jednak gruntownie przerobiony i
poprawiony przez autora.
Królową Joannę d’Arc
można traktować w Utopiach jako drugą
stronę tej samej monety. W Wysłanniczce
bogini pojawiła się wizja Polski pogańskiej, w tej opowieści Polski
chrześcijańskiej – lecz innej niż tej, którą znamy z dziejów. W tej historii
Jadwiga nie umiera w połogu, lecz doczekuje się wraz z Jagiełłą upragnionego syna
Władysława. Joanna d’Arc zaś udaje się do Polski, gdzie zakochuje się w młodym
królewiczu…
Amerykanom poszczęściło się w XX wieku, dlatego jak tworzą
historie alternatywne, to raczej o USA okupowanym przez III Rzeszę i Cesarstwo
Japonii niż o… swoim zwycięstwie (te drugie nazywają książkami historycznymi). Polacy
przeciwnie – w rzeczywistości nam się nie poszczęściło, to chociaż
pofantazjujmy na kartach powieści. Dziwi więc, że Lewandowski jako kanwę
przyjął całkiem udany okres dziejów Polski, czyli początek XV stulecia, kiedy
to łamiemy potęgę krzyżacką, a kraj coraz lepiej się rozwija.
Królowa Joanna d’Arc
to przede wszystkim przygodowa powieść historyczna z bitwami, romansami i
intrygami. Lektura jest tym bardziej ekscytująca, że przecież najlepiej
zorientowany w epoce historyk nie będzie miał pojęcia, dokąd zmierza fabuła. I
taki jest właśnie sens pisania podobnych historii alternatywnych – zamiast umiejscawiać
akcję w jakimś neverlandzie, autor rzuca
czytelnika w realia dobrze mu znane, a jednak na tyle inne, że ten cały czas
może czuć się zaskoczony. Królowa Joanna d’Arc
nie jest bardziej na bakier z historią niż przykładowo Trzej muszkieterowie.
Obie powieści polecam jako znakomite historie, napisane
świetnym piórem. Kto poszukuje czegoś oryginalnego, dobrze napisanego, a przy
tym rozrywkowego – trudno o lepszy wybór.