Stało się. Po ćwierćwieczu dominacji nurtu neoliberalnego
pojawiła się partia reprezentująca socjaldemokrację. Nieprzeciętna aktywność
jej przedstawicieli daje nadzieję na ukształtowanie się prężnego ruchu. Życzę
Razem wejścia do Sejmu, ale za sukces będę uważać już to, że wreszcie będzie na
kogo głosować zgodnie ze swoimi poglądami i sumieniem.
Nie ma jeszcze kampanii, a Razem już robi wiele dobrego,
wprowadzając w obieg pojęcia, które dotąd były nieobecne w dyskursie publicznym.
Budzi to sprzeciw niemałej grupy ludzi, którzy uwierzyli w neoliberalną
ortodoksję. Na facebookowym fanpage’u Razem pod każdym niemal zalinkowanym
artykułem – niezależnie od jego treści – pojawiają się komentarze podobnej
treści, kontestujące założenia socjaldemokracji. Wybrałem kilka najczęściej
powtarzających się zarzutów i przygotowałem na nie odpowiedzi. Pozwalam każdemu
chętnemu na ich kopiowanie i umieszczanie w komentarzach. Zarzuty są bliźniaczo
podobne, tak że zamiast każdorazowo pisać nowe odpowiedzi, lepiej ograniczyć
się do starego dobrego studenckiego Ctrl+C, Carl+V.
Podatek progresywny ma właśnie zachęcać do systematycznego zarabiania. Utrudnia on bowiem kumulację kapitału. Temu samemu mają służyć wysokie podatki od spadków czy podatki od zysków kapitałowych. Wbrew narosłych od dziesięcioleci mitom bogactwo nie spływa na dół. Czym więcej ktoś ma pieniędzy, tym proporcjonalnie mniej wydaje. Zarobki biednych w całości wracają na rynek, klasy średniej w większości, a bogatych – jedynie w niewielkiej części. Ponadto bogaci proporcjonalnie do swoich dochodów są najmniej efektywnym motorem napędowym gospodarki. Budowa luksusowej willi czy produkcja luksusowego samochodu da pracę podobnej lub niewiele większej rzeszy ludzi niż budowa domu czy produkcja samochodu średniej klasy. Różnica polega na tym, że tych drugich jest dużo więcej, toteż gospodarkę napędza właśnie klasa średnia. Dlatego państwo powinno właśnie w nią inwestować i temu służą powyższe instrumenty. Ponadto wszystkie pieniądze zebrane przez państwo wracają na rynek.
Sprawiedliwość jest pojęciem względnym. Dla jednych
niesprawiedliwe są podatki progresywne, dla innych to, że jednym było łatwiej
tylko dlatego, że mieli szczęście urodzić się w odpowiedniej rodzinie i
dorastać w odpowiednim środowisku. Proponuję każdemu czytającemu wykonać
rachunek sumienia: na ile swoją obecną pozycję zawdzięcza już choćby temu, że
urodził się po zachodniej, a nie wschodniej stronie Bugu? Wyższe podatki są
jedynie formą rekompensaty za to, że ktoś miał łatwiej. Moim zdaniem znośnej;
nie zdarzyło się jeszcze, żeby bogacz łapiący się na najwyższy próg podatkowy
zamienił się z ubogim. Nikt nie żyje na samotnej wyspie; każdy swój obecny
status zawdzięcza w równym stopniu sobie, jak społeczeństwu. Żeby cieszyć się z
bogactwa, potrzebne jest jeszcze społeczeństwo, dzięki któremu można je
wykorzystać. Robinson Cruoze odkrył na swojej wyspie skrzynię ze skarbem. Czy
był bogaty?
Wysokie podatki nie działają, ponieważ bogaci uciekną ze
swoim bogactwem do rajów podatkowych!
Ucieczka do rajów podatkowych jest możliwa, ponieważ obecne przepisy na to pozwalają. Wystarczy uszczelnić system. Nie ma żadnego wytłumaczenia, dlaczego osoba zarabiająca w Polsce miała się rozliczać na Bahamach.
Kraje skandynawskie wcale nie były bogatsze niż my, gdy budowały swój system świadczeń socjalnych. Doszły jednak do obecnego wysokiego poziomu właśnie dzięki niemu: zdrowi, wykształceni obywatele są najlepszą inwestycją na przyszłość.
Gdy korporacje stają się zbyt potężne, to nie tylko gnębią
konkurencję, ale zaczynają wykorzystywać do swoich celów państwo, na przykład
skutecznie lobując na rzecz korzystnych dla nich ustaw. Urzędy wyposażone w
odpowiednie uprawnienia mogłyby zawczasu je utemperować, ale nie zrobiły tego,
ponieważ zgodnie z postulatami zwolenników wolnego rynku wcześniej to państwo
osłabiono. To jest właśnie „paradoks Korwina: im mniej państwa, tym więcej
państwa” (Za Wojciech Orliński).
Osobnym problemem jest to, że by pomnażać bogactwo na wolnym
rynku, wpierw to bogactwo trzeba mieć. Żadne biedne państwo nie wzbogaciło się,
zawierzając wyłącznie wolnemu rynkowi. Korea Południowa czy państwa
skandynawskie doszły do wysokiego poziomu rozwoju właśnie dlatego, że państwo
było aktywnym graczem na rynku. Rządy wyżej wymienionych krajów dogadały się ze
swoimi firmami, że będą je wspomagać, w zamian one będą inwestować w kraju i
grzecznie płacić podatki. To właśnie tej polityce swoją potęgę zawdzięczają
tacy potentaci, jak Daewoo czy Maersk.
Pozytywnym przykładem państwowej polityki gospodarczej może
być nawet II Rzeczpospolita. Po odzyskaniu niepodległości wielu ludzi próbowało
swoich sił jako armatorzy. Próby te kończyły się najczęściej kompromitacją;
rynek morski był zbyt kosztowny i trudny, aby ktokolwiek dysponujący skromnymi
funduszami i liczący na zysk najlepiej po kilku miesiącach funkcjonowania mógł
się na nim utrzymać. Na szczęście po przewrocie majowym państwo zainwestowało
spore sumy w rozwój własnych linii żeglugowych, zarówno towarowych, jak i
pasażerskich. Trzeba było nie tylko kupić statki i skompletować załogi, ale też
liczyć się z tym, że przez kilka lat trzeba będzie dopłacać do interesu. Polska
Żegluga Morska dopiero dziesięć lat po powstaniu zaczęła przynosić zyski, ale
opłaciło się; tuż przed wojną tonaż polskiej floty wynosił około 100 000.
Która spółka byłaby w stanie zignorować naciski akcjonariuszy, liczących na
szybkie zyski, i przez dziesięć lat nomen omen topić potężne kwoty w
przedsiębiorstwa, nie mając gwarancji sukcesu?
Jedną z największych bolączek polskiej rzeczywistości jest
wciąż zbyt mała ilość mieszkań (problem ten ciągnie się długo; Nie ma róży bez ognia Stanisława Barei
równie dobrze mogło zostać nakręcone dzisiaj). Funkcjonuje przekonanie, że
wystarczy odrolnić wszystkie grunty, zlikwidować kontrole urzędów nad
budownictwem, a ludzie sami sobie wybudują tanie domki; koszt całorocznego
taniego domku mógłby wynieść mniej niż kawalerka w dużym mieście. Brzmi
pięknie; podobną wizją kusiła Małgorzata Musierowicz, która jedną z Borejkówien
ulokowała pod Poznaniem w przerobionej altance ogrodowej. Nawet gdyby pomysł
miał się powszechnie ziścić, pozostaje pytanie: a co z wodociągami, kanalizacją
czy prądem? Ponadto mieszkać to jedno, a przecież trzeba codziennie dojeżdżać
do pracy czy szkoły. Nawet jeżeli ktoś kupi sobie tani samochód, to przecież
jego dzieci nie będą miały prawa jazdy. W Stanach Zjednoczonych rozwiązano ten
problem dzięki charakterystycznym żółtym autobusom szkolnym. Jak widać – są
problemy, z którymi obywatele sami mogą dać sobie radę, ale i są takie, w
których niezbędne są rozwiązania systemowe. W takich zaś najlepiej daje sobie
radę państwo.
Powrócę jeszcze do kwestii państw skandynawskich. Pojawiają
się zarzuty, że zawdzięczają one swoje bogactwo ropie. To nieprawda. Jakie
bogactwo poza drewnem miała na przykład Finlandia, będą w dodatku, podobnie jak
Polska, przez cały XIX wiek w zaborze rosyjskim? Jedynie Norwegia okazała się
być szczęśliwcem, mającym ogromne złoża ropy naftowej. I nawet ona jest dobrym
przykładem sukcesu skandynawskiej polityki gospodarczej. Nie pozwoliła, aby na
bogactwie położyły ręce zagraniczne koncerny, tylko zainwestowały we własny
Statoil i zadbała, aby zyski z ropy naftowej posłużyły całemu społeczeństwu.
Efekty widać gołym okiem. Mieć bogactwo to mało – trzeba jeszcze umieć je
wykorzystać.
Dla równowagi dodam, że bogactwo w kraju nędzarzy też nie
jest przepustką do wolności. Cóż to za wolność, gdy towarzyszy jej nieustanny
strach przed utratą majątku lub życia? Kiedy jest się zmuszonym do obcych tobie
zachowań, byleby nie utracić swojej pozycji? Kiedy rodzice mają nad tobą
władzę, gdyż oni decydują o brzmieniu testamentu?
Człowiek prawdziwie wolny to ten, który ma możliwość zmiany
swojego położenia. Do tego mniej są potrzebne pieniądze, a bardziej świadomość
swojej doli – bowiem mentalność też bywa kajdanami. Wolność jest wtedy,
kiedy w podjęciu decyzji bardziej się kieruje pragnieniami niż potrzebą lub
koniecznością. I takiej wolności życzę każdemu.
Ja tak bardziej w temacie partii Razem niż samej socjaldemokracji - to chyba pierwsze od baaaardzo długiego czasu ugrupowanie, które faktycznie nosi znamiona oddolnego i świeżego, a nie stanowiącego zbieraninę dorobkiewiczów, którzy postanowili się pobawić w politykę i zacząć pomnażać majątek i punkty fejmu w okolicy. A większość ludzi od zawsze nawołujących do wymiany polityków, do udziału ludzi i w ogóle zamiast albo brać w tym udział, albo to wspierać, odwraca się od Razem, pokrzykując przy tym "lewacy". I dość zabawne będzie to, że do wrześniowych wyborów z socjaldemokratycznymi ideałami na ustach pójdzie PiS xDDD
OdpowiedzUsuńJedyne co łączy Kaczyńskiego z Piłsudskim to brak poglądów na gospodarkę. W 2005 jego ugrupowanie szło do wyborów pod hasłem Polski solidarnej, a po wyborach podkupili Platformie ultraliberalną Zytę Gilowską i realizowali program dużo liberalniejszy niż później Platforma.
UsuńA jednak wcale nie uważam PiS za zakamuflowanych liberałów. Czasy rządów Kaczyńskiego to moment maksymalnego nasilenia się ideologii neoliberalnej; gdyby wygrała w 2005 Platforma, robiłaby to samo w gospodarce.
W tej chwili mamy sytuację, gdy neoliberałowie tracą monopol na prawdę o gospodarce. Kto w porę się połapie, ten będzie miał szansę faktycznie zmienić Polskę. Niewykluczone, że będzie to PiS; są bardzo elastyczni, jeżeli chodzi o sprawy ekonomiczne. Więc tym bardziej liczę na sukces Razem.
Nie potrafię niestety wróżyć z fusów, ale na ten moment wydaje się, że PiS planuje opodatkowanie największych podmiotów gospodarczych, restrykcje wobec swobodnego systemu bankowego, podczas ostatniego kilkugodzinnego przemówieniowywiadu (nota bene bardzo ciekawego i wyważonego, podczas którego łagodził nawet wojownicze zapędy hurr bojowników z GP o wolną i niepodległą Polskę durr) Kaczyński odwoływał się do Piketty'ego i jego książki (zabawna była w tym momencie konsternacja dziennikarzy "niepokornych" na Twitterze, którzy nie przeczytawszy książki odżegnują autora od czci i wiary), w myśl zasady "na złość mamie odmrożę uszy" będą starali się zapewne wprowadzić kilka dudopomysłów mocno zahaczających o państwo opiekuńcze, generalnie wydają się iść mocno w tę stronę.
UsuńCo niekoniecznie może wyjść Polsce na dobre, gdyż do takich rzeczy powinni brać się prawdziwi socjaldemokraci (jak Razem), a nie ludzie podpierający się ideałami bogoojczyźnianymi. Połączenie ideałów socjalnych (lub, jak mawiają korwinisty, socjalistycznych czy też lewackich) z mocno narodowymi nikomu jeszcze chyba nie wyszło.
W Niemczech powojennych socjaldemokrację wprowadzała chadecja. I dzięki nim RFN weszło w swój najlepszy okres. Pierwsze świadczenia socjalne w Europie wprowadził Bismarck - konserwatysta. Prawica ma swoje doświadczenie w przejmowaniu idei lewicowych.
Usuń