sobota, 9 maja 2015

Przegląd piosenki pozytywnej: Georges Brassens





Mam duży problem z poezją śpiewaną. Uwielbiam ją słuchać, ale nierozważnie dawkowana potrafi wpędzić w nastrój depresyjny. Nic dziwnego. Jakoś tak się zdarzyło, że w Polsce najlepiej są znani ci bardowie, których ukształtowało życie w zniewolonym społeczeństwie: Jacek Kaczmarski, Włodzimierz Wysocki czy Lluis Llach (z Katalonii). W rezultacie pesymizm, mrok czy zwątpienie przebijają z ich piosenek. Nawet jeżeli taki Llach optymistycznie śpiewał o tym, że można wspólnym wysiłkiem można unicestwić zło – to jednak słuchając ma się świadomość, iż owo zło wciąż istnieje, a zwycięstwo nad nim wcale nie jest oczywiste.
             Sztuka bardowska w dużej mierze bierze się z protestu – a przeciw czemu może protestować bard żyjący w wolnym, demokratycznym kraju? Z państwa oraz społeczeństwa – a przede wszystkim jego mieszczańskiej warstwy.
            Georges Brassens był francuskim piewcą anarchizmu. Przez długie powojenne dekady (aż do swojej śmierci na nowotwór w 1981 roku) bezlitośnie wykpiwał w swoich piosenkach policjantów, prawników, kler czy biznesmenów. Od swoich kolegów po gitarze z innych krajów odróżniał się tym, że nie walczył z systemem; raczej obnażał jego śmieszność i małość. Nie ograniczał się do kontestacji. Gros jego twórczość to pochwała takich cnót, jak miłość (choć potrafił sarkać na różne jej objawy) czy przyjaźń. Jego piosenki może nie pchnęły do zmieniania świata, ale z pewnością czyniły go piękniejszym – i jakoś łatwiejszym do zaakceptowania.   



W Polsce największy wkład w rozpowszechnienie jego pieśni miał Zespół Reprezentacyjny, założony na początku lat 80. przez Filipa Łobodzińskiego (dziś znanego tłumacza i dziennikarza, a w młodości odtwórcy roli Dudusia w Podróży za jeden uśmiech) i Jarosława Gugałę (dziennikarza, szefa „Wydarzeń” Polsatu). Zła opinia wyraża sprzeciw wobec ruchów masowych, krępujących wolność jednostki. Identyczną wymowę ma piosenka Ja Jacka Kaczmarskiego; brakuje jej jednak tego humoru i dowcipu, za to jest ciężka i patetyczna. Jej wykonawca Przemysław Gintrowski powiedział kiedyś, że jeśli postanowi popełnić samobójstwo, zaśpiewa kilka razy z rzędu Ja. Zastanawiające – obie pieśni mówią dokładnie o tym samym, a jak różne wrażenia pozostawiają!





W tej pieśni Brassens również poruszył podobną kwestię, co w Złej opinii – zgubnego wpływu idei na masy ludzkie. „Dla idei ponieść śmierć – któż zna ideę lepszą?/ Ja jednak żyję, bo na próżno szukam ich”.



Chyba najbardziej lubię te utwory Brassensa, które stanowią swoiste krótkie fabuły. Mamy tutaj historię, puentę, prawnika w opałach i dużo śmiechu (aczkolwiek sprośnego). Czegóż chcieć więcej?



Zespół Reprezentacyjny – wbrew pierwszym skojarzeniom – nie ma nic wspólnego z kompanią reprezentacyjną WP ani niczym podobnym. Nazwa oznacza, że zespół (Re)prezentuje utwory, czyli po prostu śpiewa covery. Swoją przygodę z estradą muzycy zaczynali od piosenek Lluisa Llacha, które idealnie wpasowywały się w nastrój pierwszej „Solidarności”. Kiedy więc zmienili repertuar i zaprezentowali publiczności dorobek francuskiego śpiewaka, część ich fanów uznała to za zdradę. Bo jak w trudnych czasach rządów generała można śpiewać o TAKICH rzeczach?!



Spośród wszystkich postaw, jakie reprezentują artyści, najbliższa mi jest ta zaprezentowana w Cenie sławy. Podmiot liryczne zapewnia w niej, że „miast sensację wzbudzać, wolę ćwiczyć słuch/ Piosenki sobie śpiewać i drapać się w brzuch”. Artysta bowiem jest od tworzenia; w każdej innej roli wypada żałośnie. Nieliczne wyjątki to osobnicy wielu talentów.



To nie rozczarowanie niektórych słuchaczy pogrążyło zespół, lecz nowa rzeczywistość. Niedługo po ’89 muzycy nagrali dwie płyty, aby uwiecznić swój dorobek, i przeszli do innych zajęć. Łobodziński zajmował się m.in. tłumaczeniem bajek Disneya, a Gugała po kilkuletniej przygodzie z TVP został ambasadorem Polski w Urugwaju. Panowie reaktywowali zespół dopiero w 2007 roku, i to w wielkim stylu. Wydali płytę Kumple to grunt. Tytułowa piosenka to jedna z najmniej pretensjonalnych piosenek o przyjaźni, jakie słyszałem.



Było już o prawnikach, to teraz o policjantach. W całej twórczości Brassensa pobrzmiewa anarchistyczna wiara w mądrość ludu, dla którego wszelka władza jest jedynie przeszkodą.

Piosenka W rynsztoku w serwisie wrzuta.pl
W rynsztoku najlepiej się słucha po Pogromie. Kogo zwiodła nadzieja zawarta w tej drugiej, niech na odtrutkę posłucha, co przydarzyło się podmiotowi lirycznemu, gdy „przepiwszy cały portfel, chciałem wziąć na krechę”! Piosenka ta burzy ostatnie bastiony nadziei, że są na tym świecie jakieś pewne rzeczy. I, jak to u Brassensa, nie jest to powód do zmartwienia!



Jedna bardziej przewrotnych piosenek w repertuarze Brassensa. Odpowiedź dla tych, których ciekawi, jak piewca anarchizmu zareaguje na włamanie we własnym domu.





Georges Brassens żywił atencję do prostych ludzi, którzy nie dokonywali wielkich czynów, a jednak swoją pracą zasługiwali na najwyższy szacunek. Piosenka dla starego wieśniaka czy Marcin Bieda to swoiste pomniki dla tych wszystkich, którzy stanowią fundamenty każdego społeczeństwa.



Dwie poprzednie piosenki były trochę przygnębiające, więc teraz coś weselszego, choć wciąż w temacie prostych ludzi. Rogacz to ostrzeżenie dla wszystkich don Juanów, lekkoduchów i cwaniaków; może i bawicie się dobrze kosztem ludzi pracy, ale wiedzcie, że choć „połowica wspólna, wcale przecież nie znaczy, że jadło i napoje wspólne muszą być”!



Zetknąłem się z opinią, że przekłady Zespołu Reprezentacyjnego są dużo bardziej wulgarne niż oryginalne teksty. Faktycznie, coś w tym może być. Tutaj dla przykładu wykonanie piosenki Tu wiek nie ma znaczenia w przekładzie Wojciecha Młynarskiego.



Zdecydowanie jest różnica między „wał” a „żłób”, prawda? Wiedziony ciekawością, postanowiłem sprawdzić, co oznacza wciąż powtarzające się w oryginalnym tekście słowo „con”. 



Jak się okazało: „cipa”. To chyba rozstrzyga dylemat, czyje tłumaczenia są bliższe oryginałowi?


Róża, butelka i uścisk dłoni uświadamia, że nieufność, wyalienowanie, pogarda to bolączki nie tylko polskiego mieszczaństwa.



Co tu dodać? Zdecydowanie jedna z najbardziej wesołych i… poprawiających nastrój piosenek Brassensa. Idealna na zakończenie przeglądu. Kto dobrnął aż tutaj, w nagrodę usłyszy oryginalne wykonanie Goryla; tekst już jest znany, więc miłego słuchania!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz