Ukraińskie władze twardo trwają przy stanowisku, że decyzja
sprzed pół roku o zakazie filmów z Gérardem Depardieu była słuszna. Dodają przy
tym, że nie mają nic przeciwko produkcjom z jego udziałem, a jedynie samej
obecności aktora; ich zdaniem „był zbędny w większości filmów, a jego gra tylko
zaniżała poziom”. Wydawało się, że praktycznie nie ma różnicy między zakazem
pokazywania filmom z kontrowersyjnym aktorem a samym zakazywaniem aktora. Wszyscy
byli w błędzie. Ukraińcy zdecydowali się udowodnić, że ich decyzja nie tylko
nie godzi w kulturę, lecz przeciwnie – stanowi dla niej orzeźwiający łyk.
Przez kilka
miesięcy w baraku na terenie jednostki wojskowej działało studio filmowe z
prawdziwego zdarzenia. Najwybitniejsi ukraińscy filmowcy wzięli na warsztat
słynne filmy z udziałem nieszczęsnego aktora, po czym je przemontowali, a jego
samego cyfrowo usunęli. Kijów przez ten czas umiejętnie dawkował napięcie,
zdradzając niektóre szczegóły z prac. Jednocześnie dzielnie odpierał ataki, że
wyretuszowanie konkretnej postaci, która straciła łaski, bardzo przypomina
praktyki radzieckie.
Jak wielką
wagę przyłożono do tego przedsięwzięcia, najlepiej świadczy to, że zarówno sam
barak, jak i filmowcy byli pod nieustanną całodobową kontrolą. Ukraińcy bardzo
troszczyli się, żeby efekty prac nie wypłynęły przed premierą. Rosyjscy
szpiedzy mieli twardy orzech do zgryzienia, ale się nie poddawali. Jednemu z
nich nawet udało się ofiarnie wynieść z baraku pendrive’a, ale został schwytany
przy szlabanie. Nagranie z jego zatrzymania to jedyny materiał filmowy, jaki przed festiwalem w Kijowie ujrzał światło dzienne. Obecnie scena z
przeszukania biednego agenta SWR robi furorę na portalach gejowskich.
***
W mroźny lutowy wieczór udałem się wraz z kilkudziesięcioma
innymi korespondentami zagranicznymi do gmachu opery kijowskiej, gdzie
zorganizowano uroczystą premierę filmów w nowej wersji. Ukraińcy musieli być
pewni sukcesu, gdyż nie zwracali uwagi obecność Olga – korespondenta Извистии.
Dostrzegłem go już przed hotelem, gdy przyjaźnie pomachał mi ręką; stał w czapce
uszance, z butelką wódki wystającej z kieszeni płaszcza i palił – jakżeby
inaczej – Беломорканалы. On również zrozumiał, że w ten wieczór może pozwolić
sobie na chwilową rezygnację z incognito.
Festiwal
otworzył 1492: Wyprawa do raju. Jak
opowiedzieć historię odkrycia Ameryki bez Krzysztofa Kolumba? Nowa wersja jest
dużo krótsza i skupia się na prześladowaniach religijnych w Hiszpanii za
Izabeli Kastylijskiej. Odkrycie Nowego Świata jest tylko gdzieniegdzie
wspomniane. Film jest mroczny, okrutny i pozbawia nadziei, że cokolwiek może
zmienić się na lepsze. Włodarze popełnili błąd, wyświetlając go jako pierwszy.
Być może mieli nadzieję, że widzowie przeżyją swoisty katharsis, osiągnęli
jednak tyle, że sala kinowa znacznie się przerzedziła. Ja zostałem, gdyż Oleg
poczęstował mnie wódką.
Nowy
Hrabia Monte Christo w pierwszych
kilkudziesięciu minutach niczym nie różni od oryginalnej wersji. Pewnie
dlatego, że młodego Edmunda Dantesa grał w nim co prawda Depardieu, lecz nie Gérard,
a Guillaume – jedyny syn kontrowersyjnego aktora. Co Depardeu młodszy myślał o
Putinie, tego nigdy się nie dowiemy, gdyż zmarł w 2008 roku. (W ostatniej
chwili, żeby nie palnąć czegoś głupiego o nowej polityce imperialistycznej
Rosji). Pewnie dlatego Ukraińcy zdecydowali się go oszczędzić.
Miniserial
w ukraińskiej wersji przypomina w wymowie Wszystko
gra Woody’ego Allena. Również i tutaj mamy zbrodnię bez kary. Przeciwnicy
Dantesa do końca cieszą się szczęściem, a nieszczęsny kapitan Faraona umiera na wyspie If. Oryginalne
spojrzenie na powieść Dumasa i wyłamanie się ze schematów spotkało się z
aplauzem publiczności. Nawet Oleg nic nie skomentował, musiał tylko podczas
przerwy wymknąć się po nową butelkę. Dlatego spóźnił się nieco na następny
seans.
Później
tego żałował. Nędznicy bez Jana
Valjean nic nie tracili. Film skupia się śledztwie ponurego inspektora Javerta,
który przez lata ściga Cosettę. Trudno nie kibicować dzielnej dziewczynce,
która sama (!) wykupiła się od okrutnych Thénadierów, a potem dzięki własnej
wytrwałości (choć trochę i szczęściu – nie wiadomo do końca, jak udało się jej
samej przedostać przez mury klasztoru) szczęśliwie wychodzi w finale za mąż. Film
stanowi hymn ku czci indywidualizmu; skoro nawet mała dziewczynka bez żadnej
pomocy zaszła tak wysoko, to znaczy, że nikt nie ma wymówki. Bezcenna jest też
scena z genialnym jak zwykle Johnem Malkovihem, który w szpitalu informuje
matkę Cosetty, że ta nigdy nie zobaczy córki. Została w niej obnażona cała nieczułość
Javerta, który przez większość rozmowy nie patrzy na matkę i wygląda, jakby
swoje słowa kierował do kogoś nieobecnego.
Po
tym pokazie wspólnie z Olgiem napiliśmy się wódki. Nieprawda, że Беломорканалы
są takie mocne.
Ta
zaprawa nam obu wydawała się konieczna przed kolejnym pokazem. Czysta formalność Giuseppe Tornatore w
oryginalnej wersji opowiadała o nocy w pewnym prowincjonalnym posterunku
policji. Został na niego odstawiony jakiś obszarpaniec, który w toku akcji
okazał się słynnym pisarzem Onoffem. Jak miałby wyglądać ten film bez samego
Onoffa? Okazało się, że… niepokojąco.
Nowa
wersja Czystej formalności to
historia szefa posterunku, który przez noc stopniowo osuwa się w obłęd. Zapewne
znudzony dyżurem zaczyna sobie przypominać fragmenty książek ulubionego pisarza
Onoffa. Najpierw je cytuje, a potem prowadzi monolog o nich i o samym pisarzu.
W pewnym momencie traci poczucie rzeczywistości; zaczyna sprawiać wrażenie,
jakby uwierzył, że naprawdę rozmawia z Onoffem! Widzowie byli pełni uznania dla
talentu Romana Polańskiego. Być może to genialny reżyser, ale jeszcze lepszy
aktor. Przez cały film wyglądał, jakby naprawdę prowadził z kimś dialog!
Szaleństwo pryncypała stopniowo przenosi się na resztę policjantów, którzy w
jednej ze scen wymachują pałkami w powietrzu, zupełnie jakby kogoś bili.
Zawiódł
jedynie finał. Wyraźnie zabrakło pomysłu na zakończenie: widzimy jedynie,
że zostaje dowieziony nowy aresztant, a policjanci momentalnie się uspokajają.
Może twórcy chcieli nam przekazać, że jedynie praca chroni przed szaleństwem? Byłby to
wtedy najbardziej pozytywny film z całego festiwalu.
Oleg
osunął się w fotelu i zaczął chrapać. Ja postanowiłem wytrwać. Zapaliłem
jeszcze jednego papierosa od Olga (jednak mocne – język mi ścierpł, a wódka się
skończyła; będę musiał poczekać, aż wrócimy do hotelu, aby przepłukać usta –
Oleg obiecał mi wodę po ogórkach) i spokojnie poczekałem na kolejny seans.
Ten
zakończył się… po kilku minutach. Nowa wersja przygód dzielnego Gala, jak
słyszałem, miała mieć coś z TinTina – czyli przygody młodego niepozornego
mężczyzny z małym białym pieskiem. Chyba jednak Ukraińcom zabrakło czasu na
zrealizowanie tego ambitnego zadania. Zaprezentowana wersja kończy się śmiercią
Asterixa, przygniecionego głazem zrzuconym przez Rzymian.
Już
świtało, gdy opuszczałem gmach opery. Olga postanowiłem nie budzić. Podobno za
kilka godzin ma być jakieś przedstawienie dla dzieci. Chyba coś w rodzaju stary
niedźwiedź mocno śpi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz