niedziela, 2 sierpnia 2015

Zbigniew Herbert w kulturze antyku



28 lipca minęła siedemnasta rocznica śmierci Zbigniewa Herberta. Ostatnio jestem na tyle zajęty, że dopiero dzisiaj znalazłem chwilę czasu, aby napisać kilka okolicznościowych słów. 



Cudowną zaletą prowadzenia bloga jest niemal całkowita wolność od oczekiwań kogokolwiek. Gdy piszę na zamówienie, muszę uważać, żeby „mnie” było jak najmniej; autor musi być przeźroczysty. Blog z natury jest osobisty, toteż wpis będzie poświęcony nawet nie tyle wielkiemu poecie, ile mojemu uwielbieniu dla jego poezji.

Ostatnie dwadzieścia lat przyniosło dużą szkodę Herbertowi. Zaanektowana przez prawicę, jego twórczość została wydestylowana wyłącznie do prostych prawd moralnych i martyrologii. Utwory komentujące polską rzeczywistość, choć pełne kunsztu, moim zdaniem stanowią uboższą część ogromnego „spadku” po Herbercie. Ogromnego, pisał bowiem przez całe życie. Leopold Tyrmand wspominał w swoim Dzienniku 1954, że zatrudniony w Centralnym Biurze Studiów i Projektów Przemysłu Torfowego Herbert nudził się potwornie, a że nie wypadało mu czytać gazet, oddawał się tworzeniu poezji. Kunsztu – ponieważ nawet stan wojenny potrafił na bieżąco opisać tak, że nawet teraz czytając Raport z oblężonego miasta, czuję ciarki na plecach. Tego chyba nie udało się nikomu innemu dokonać, nawet Jackowi Kaczmarskiemu.  

Najbardziej jednak lubię wiersze poświęcone mitologii i kulturze antyku. Herbert pochylał się nad popularnymi lub nie mitami i odczytywał je na nowo w przewrotny sposób. Kto ceni Mitologię Parandowskiego, na pewno będzie się dobrze bawił, czytając Historię Minotaura:


W nie odczytanym jeszcze piśmie linearnym A opowiedziano prawdziwą historię księcia Minotaura. Był on – wbrew późniejszym plotkom – autentycznym synem króla Minosa i Parsifae. Chłopak urodził się zdrowy, lecz z nienormalnie dużą głową – co wróżbiarze poczytywali jako znak przyszłej mądrości. W istocie Minotaur rósł w lata swoje jako silny, nieco melancholijny – matołek. Król postanowił oddać go do stanu kapłańskiego. Ale kapłani tłumaczyli, że nie mogą przyjąć nienormalnego księcia, bo to mogłoby obniżyć już i tak nadszarpnięty, przez odkrycie koła – autorytet religii.

Sprowadził tedy Minos modnego w Grecji inżyniera Dedala – twórcę głośnego kierunku architektury pedagogicznej. Tak powstał labirynt. Przez system korytarzy, od najprostszego do coraz bardziej skomplikowanych, różnicą poziomów i schody abstrakcji miał wdrażać księcia Minotaura w zasady poprawnego myślenia.

Snuł się tedy nieszczęsny książę popychany przez preceptorów korytarzami indukcji i dedukcji, nieprzytomnym okiem patrzył na poglądowe freski. Nic z tego nie rozumiał.
Wyczerpawszy wszystkie środki, król Minos postanowił pozbyć się zakały rodu. Sprowadził (także z Grecji, która słynęła ze zdolnych ludzi) zręcznego Tezeusza. I Tezeusz zabił Minotaura. W tym punkcie mit i historia są ze sobą zgodne.

Przez labirynt – niepotrzebny już elementarz – wraca Tezeusz niosąc wielką, krwawą głowę Minotaura o wytrzeszczonych oczach, w których po raz pierwszy kiełkować zaczęła mądrość – jaką zwykło zsyłać doświadczenie.


Tezeusz bywał też w wierszach Herberta pozytywną postacią. Jak na przykład w potępiającej totalitaryzm Damastes z przydomkiem Prokrustem mówi. Polecam odsłuchać go w interpretacji Przemysława Gintrowskiego.



Czyż nie piękna jest historia Kaliguli? Podobnie jak pan Cogito, również i ja „doświadczam czasem uczucia fizycznej obecności osób dawno zmarłych”. Bardzo rzadko i bardzo dobrze, bo to niesamowite uczucie. Czuję się wtedy trochę jak na seansie spirytystycznym.



Różne znalazłem interpretacje tego wiersza. Mam własną. Bardzo osobistą – więc tanio jej nie zdradzę.


Bogowie zebrali się w baraku na przedmieściu. Zeus mówił
jak zwykle długo i nudnie.Wniosek końcowy: organizacje trzeba
rozwiązać, dość bezsensownej konspiracji, należy wejśc w to ra–
cjonalne społeczeństwo i jakoś przeżyć. Atena chlipała w kącie.
Uczciwie – trzeba to podkreślić – podzielono ostatnie do–
chody. Posejdon był nastawiony optymistycznie. Głośno ryczał,
że da sobie radę. Najgorzej czuli się opiekunowie uregulowanych
strumieni i wyciętych lasów. Po cichu wszyscy liczyli na sny
ale nikt o tym nie chciał mówic.

Żadnych wniosków nie było. Hermes wstrzymał się od gło–
sowania. Atena chlipała w kącie.

Wracali do miasta późnym wieczorem, z fałszywymi dokumen–
tami w kieszeni i garścią miedziaków. Kiedy przechodzili przez
most, Hermes skoczył do rzeki. Widzieli jak tonął ale nikt go
nie ratował.

Zdania były podzielone czy to był zły, czy przeciwnie, dobry
znak. W każdym razie był to punkt wyjścia do czegoś nowego,
niejasnego.


Nie tylko historie antyczne genialnie reinterpretował. Kogo ciekawi, co się wydarzyło zaraz po śmierci Hamleta, tego zachęcam do odsłuchania Trenu Fortynbrasa ponownie w interpretacji Gintrowskiego. Po spuszczeniu kurtyny Fortynbras pozwolił sobie na szczerość czy przeciwnie? 



Blog nie blog to jednak jest notka okolicznościowa, więc zamknę ją dwoma utworami Jacka Kaczmarskiego, napisanymi, aby złożyć hołd poecie. Pierwszy postał jeszcze za życia Herberta i stanowi zabawę jego twórczością. Drugi jest nie tyle o artyście, ile o tym, co działa się po jego śmierci. A co się działo? To, co w Polsce zwykle dzieje po śmierci persony. 

 Zbigniewowi Herbertowi

Tren spadkobierców 

Zachęcam do samodzielnych wędrówek po twórczości poety. Naprawdę warto.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz