piątek, 10 kwietnia 2015

W nas jest Raj, Piekło – I do obu – szlaki (Część 2)

-> CZĘŚĆ PIERWSZA

Opowiadam baśnie, choć smutne







Kiedy w 1990 stało się jasne, że PRL przeszedł do historii, przyjechał do kraju, aby zmierzyć się z własną legendą. Mimo że koncerty były organizowane w możliwie najbardziej przepastnych halach, jak chociażby Sala Kongresowa w Warszawie, a ludzi wpuszczano w ilości, jakiej nie przewidywały żadne normy bezpieczeństwa, i tak brakowało biletów, a przed kasami działy się dantejskie sceny. Jednak na samych koncertach panował absolutny spokój; nikt nie śmiał przeszkadzać artyście. Widownia dołączała się do śpiewania jedynie przy okazji Obław (Kaczmarski napisał ich kilka części) oraz Murów – oczywiście tych z '78 roku. To był jego autentyczny triumf. 

Równocześnie z trasą koncertową powstała niewielka wytwórnia Pomation, która miała na celu wydawanie śpiewników oraz kaset i płyt z piosenkami Jacka Kaczmarskiego. Jej działalność sfinansował sam bard, a założycielami była dwójka fascynatów jego twórczością. Firma szybko się rozrosła i otworzyła się na innych artystów. Obecnie, w ramach międzynarodowego koncernu EMI, jest jednym z największych producentów fonograficznych na polskim rynku.

Przez całe lata 80. występował solo, przygrywając sobie gitarą klasyczną. Podczas trasy koncertowej '90 wykonania były wzbogacone akompaniamentem fortepianowym Zbigniewa Łapińskiego. Jednak wobec coraz częstszych pytań o reaktywację tria, Kaczmarski postanowił reaktywować współpracę z Gintrowskim. Jesienią 1991 roku nastąpiło pierwsze po 10 latach spotkanie na scenie trójki artystów. Śpiewali głównie utwory z trzech pierwszych wspólnych programów, stąd nazwa trasy koncertowej – Mury w muzeum raju. Powrót okazał się na tyle dużym sukcesem, że zdecydowali się na kontynuowanie współpracy. 
 
Kaczmarski deklarował, że „nie jest wyrazicielem nastrojów społecznych” i że nade wszystko ceni sobie wolność artystyczną. Jednakże osoba przyszłego odbiorcy nie była mu obojętna. Każdy jego program był starannie przygotowywany pod kątem słuchaczy. Reagował na aktualną sytuację polityczną czy społeczną. Na przykład w następnym wspólnym programie Wojna postu z karnawałem na podstawie licznych przykładów, czerpanych z historii i kultury europejskiej artyści ukazali słuchaczom cienie i blaski czasów przemian. 
 
Trasy koncertowe okazały się na tyle wyczerpujące dla Gintrowskiego, że ten zrezygnował z udziału w następnym programie, Sarmacji, w której Kaczmarski odwoływał się do kultury szlacheckiej. Jak zwykle poszedł na przekór utartym schematom; profesor Jerzy Jedlicki stwierdził, iż płyta powstała „ku przerażeniu serc”.


Sczezł ustrój, a słowami pieśni
Wciąż okładają się współcześni






W 1994 została rozwiązana polska sekcja RWE. Kaczmarski po krótkim pobycie w kraju zdecydował o emigracji do Australii. Był zmęczony pracą w radiu, a potem życiem politycznym w kraju. W Australii oczekiwał spokoju, by móc tworzyć. Nie bez znaczenia miało też zabezpieczenie socjalne, jakiego nie mogła mu zapewnić Polska. 
 
Podczas emigracji rozpadła mu się rodzina. Kiedy podczas jednej z awantur Ewa została uderzona w twarz, wzięła córkę i wyniosła się z domu do schroniska dla bezdomnych matek. Patrycja wróciła do Polski już po śmierci ojca. Jako córka słynnego barda udzieliła kilku wywiadów, w których opowiedziała, że Kaczmarski nie był dobrym ojcem.

Cel artystyczny jednak osiągnął. Praktycznie co roku przyjeżdżał z nowym programem; przy okazji każdego nowego przyjazdu prezentował kilkanaście zupełnie nowych piosenek! Ostatni program stworzony w Polsce, Pochwała łotrostwa, miał charakter publicystyczny. Widać w nim było wpływ tego, czym wówczas żyła Polska: polityką, oczywiście, oraz wojną w byłej Jugosławii. Wyjazd do Australii wyraźnie pozwolił mu się wyciszyć, skupić się na tematach bardziej uniwersalnych. Nawet jak odnosił się do aktualnej sytuacji w Polsce, robił to z dystansem. Rechot Słowackiego z programu Dwie skały, inspirowany zapiskami z podróży romantycznego wieszcza, do dzisiaj nic nie stracił z aktualności. Rozwinął też swój kunszt gry na gitarze, co było tym istotniejsze, że zakończył współpracę ze Zbigniewem Łapińskim. 
 
Nie miał stałej publiczności. Jego fanami byli przede wszystkim ludzie młodzi, którzy dorośleli i z czasem przestali się interesować kolejnymi programami barda. Na ich miejsce przychodzili kolejni nastolatkowie. „Ja, jak wielu artystów, zachowuję młodzieńczą naiwność – tłumaczył ten fakt – dziecięcą wierność pewnym marzeniom. To działa właśnie na młodych ludzi. To, że oni są na moich koncertach i znają na pamięć piosenki, które pisałem, kiedy ich nie było na świecie i identyfikują się z nimi, oznacza dla mnie, że moje wybory artystyczne były trafne. Gdyby moje piosenki były związane z polityką, byłyby dla nich zupełnie nieczytelne”.

Niektórzy twierdzą, że jego piosenki zapełniają lukę po braku wielkiej powieści, jakiej nie doczekała się III RP. On sam mimo tego próbował swoich sił jako prozaik. Legenda głosi, że debiutancki Autoportret z kanalią wydał w wydawnictwie koleżanki ze studiów, której przed laty obiecał powieść erotyczną. Niezależnie od przyczyny powstania powieść o charakterze autobiograficznym, w której bez zahamowań opisał środowisko opozycyjne, wywołała skandal. „Gazeta Wyborcza” litościwie przemilczała książkę. Inne tytuły miały tyle delikatności, ile Kaczmarski w momencie pisania Autoportretu
 
Kolejne jego powieści nie wywołały już takiego szumu. Jako pisarz mógł czuć się niedoceniany. Jedynie uwielbiany przez niego Jerzy Pilch przyznał się na łamach „Polityki” we wspomnieniowym artykule, że lubi jego prozę.


choć się nicością sycą –
Ufają wszelkim obietnicom




Jesienią 2001 roku wystąpił ze swoim ostatnim programem Mimochodem – siedemnastu piosenkach „o tym co nam się w życiu przydarza mimochodem właśnie […] to znaczy zdajemy sobie sprawę, że coś w życiu zaszło, co o tym życiu decyduje, natomiast nie możemy już nic na to poradzić” (z zapowiedzi programu). Kilka miesięcy później coś takiego zaszło u niego w życiu: zdiagnozowano u niego raka krtani – bez większych nadziei na wyleczenie. 
 
Przemysław Gintrowski wspominał, że gdy Kaczmarski usłyszał diagnozę, spytał lekarza, czy będzie jeszcze śpiewał. Kiedy ten odpowiedział mu, że tu nie idzie walka o śpiew, ale o życie, bard wyszedł, by prędko nie wrócić. 
 
Leczył się w klinice w Austrii. Koszt pobytu w niej znacznie przewyższał możliwości finansowe barda, zwłaszcza iż z powodu braku możliwości występowania stracił połowę swoich dochodów. Zorganizowano więc szereg koncertów charytatywnych, których dochód miał być przeznaczony na leczenie. Jedynie niewielka część kwoty została na nie wydana. Przyjaciele Kaczmarskiego wspominali o wystawnych przyjęciach organizowanych w ostatnich dwóch latach życia. Bard nawet nie mógł z nich korzystać, był na tyle osłabiony z powodu choroby! Rak uniemożliwiał mu spożywanie pokarmów, łatwo więc sobie wyobrazić, co czuł na widok drogich potraw. Żeby poczuć chociaż ich smak, nosił ze sobą torebkę, do której spluwał przeżute pokarmy.

Ostatnie dwa lata spędził w niedokończonym domu swojej partnerki w Gdańsku Osowie. To ona odnalazła w internecie lekarza, który „przestał wierzyć w tradycyjną medycynę”. Oferował lek „nie znany współczesnej medycynie” o nazwie antyra, dzięki której rak miał się rozpaść od środka. Jedyną wadą specyfiku była, oczywiście, cena. Litrowa butelka kosztowała tysiąc złotych. Nie wiadomo, ile Kaczmarski kupił tych butelek, ale znamienne, że przynajmniej jedna transakcja była na kwotę... 28 tysięcy złotych gotówką! Lek po przebadaniu w policyjnym laboratorium okazał się bardzo kosztownym placebo. 
 
Bard do końca zachował przytomność umysłu. Świadczą o tym chociażby wiersze, artykuły i wywiady, jakich udzielił w chorobie. Jeszcze w przeddzień śmierci pracował nad nowym tekstem. Z drugiej strony jaką swobodę decydowania o sobie miał człowiek, który był tak osłabiony, że w każdej chwili groziła mu śmierć? W pewnym momencie całkiem stracił głos i z otoczeniem porozumiewał się za pomocą karteczek. „[...] weszłam do obcego dla mnie domu [w Osowej – M.S.] – wspominała Patrycja Kaczmarska-Volny – w którym także ojciec, jak podejrzewam, czuł się wyobcowany. Był bowiem kompletnie zależny od osób, które go otaczały”.


Przede mną dziesięć lat niepewnych,
Gdy każdy zmierzch mężczyznę miażdży,
Od wewnątrz pośpiech szarpie gniewny,
A z nieba mu znikają gwiazdy.
Który to przetrwa ten – dożyje
Zaszczytu, że sędziwie zgnije




Powyższa zwrotka pochodzi z napisanego w lutym 1995 Testamentu '95. Artysta tylko o rok się pomylił, gdy nieświadomie wywróżył własny zgon.

Ochrzczono go nieprzytomnego i – najprawdopodobniej – bez jego zgody w gdańskim szpitalu na prośbę jego partnerki Alicji Delgas. Zmarł kilka godzin po ceremonii, nie odzyskawszy przytomności. Został pochowany na powązkowskim cmentarzu wojskowym w Alei Zasłużonych. Na jego pogrzeb mimo deszczowej pogody przybyły tłumy, które wspólnie zaintonowały Mury
 
Kilka tygodni po śmierci wydano pośmiertnie tomik poezji Tunel, zawierający wiersze napisane podczas choroby. W 2005 roku podczas jubileuszowego koncertu „Solidarności” Jean Michelle Jarre zagrał Mury. Przez ostatnie 10 lat ukazało się kilkanaście wydań płytowych jego koncertów, antologia poezji (zawierającą niemal wszystkiego jego utwory – ponad 600 tekstów!) oraz liczne pozycje analizujące jego twórczość. Wydawane produkty są kierowane przede wszystkim dla jego zdeklarowanych fanów; gdy na rynku pojawił się box z nagraniami video jego koncertów, od razu włożono do niego pięć płyt, co wywindowało cenę do poziomu kilkuset złotych. Fanów zaś jest coraz mniej, co można wywnioskować po malejącej liczbie festiwali oraz zamierającym ruchu fanów w internecie. 
 
Kaczmarski zajął już poczesne miejsce w polskiej kulturze. Co roku jego twórczość jest tematem prac maturalnych czy magisterskich, co dowodzi, że wciąż fascynuje młodych ludzi. Jego teksty są przypominane przy różnych okazjach; gdy Polska żyła sprawą patrona jednej ze szkół – Brunona Jasieńskiego – „Gazeta Wyborcza” broniła poetę wierszem Epitafium dla Brunona Jasieńskiego
 
Być może nie doczekamy się renesansu popularności twórczości Jacka Kaczmarskiego, jaka miała miejsce chociażby 10 lat temu podczas jego choroby. Lecz „Zostały jeszcze pieśni./ One Już, chcę czy nie chcę, nie są moje./ Niech cierpią los swój – raz stworzone”.


Tytuł i śródtytuły są cytatami z wierszy Jacka Kaczmarskiego. Cytaty w tekście za: kaczmarski.art.pl oraz Gajda Krzysztof, To moja droga. Biografia Jacka Kaczmarskiego, Wrocław 2009


1 komentarz: