środa, 1 kwietnia 2015

Awanturnik fandomu, czyli rzecz o Przewodasie (część 2)

 Cześć 1

Filozof

W napisanym w 1995 roku Półmisku (jednym z pierwszych opowiadań z serii o Tomaszewskim), jako kilka lat wcześniej nawrócony luteranin, zawarł swoje refleksje metafizyczne. Ich jądrem stała się tzw. Zasada Zachowania Wolnej Woli. „To podstawowa zasada rządząca metafizycznym wszechświatem – tłumaczył jej sens redaktorowi Tomaszewskiemu niejaki Błyszko-Sażyński. – Istnienie Boga nie może być dowiedzione ani pośrednio, ani bezpośrednio, bo wtedy niemożliwe byłoby istnienie wolnej woli. Pomyśl tylko! Jeżeli wiedziałbyś z całą pewnością, że istnieje ktoś, kto obserwuje każdy twój krok i każdą myśl, by później się z tobą rozliczyć – nie byłbyś sobą. Byłbyś skrępowany tak samo jak w obecności swojego Naczelnego, nawet bardziej... […] Mnóstwo ludzi zwariowałoby wiedząc, że są bez przerwy śledzeni. Natomiast w normalnych warunkach możesz wierzyć lub nie. […] Póki istnienie Boga nie jest naukowym pewnikiem, póty jest luz i możność dokonywania wolnych wyborów”1.

Coś, co było początkowo jedynie pomysłem na jedno opowiadanie, stało się dla niego „pomysłem na życie”. Postanowił sam stworzyć własną teorię metafizyczną. W tym celu on, inżynier-chemik z wykształcenia, udał Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, by zrobić doktorat z filozofii. Obronił go w 2002. 
 
Nieufni katoliccy wykładowcy nie pozwolili mu się zajmować metafizyką, lecz powierzyli mu coś na kształt... filozofii ochrony przyrody! Lewandowski zajął tym tematem z właściwą sobie pasją. Podczas prowadzonych przez niego zajęć studenci nierzadko mieli okazję zobaczyć takie atrakcje Warszawy, jak szczyt wysypiska śmieci w bielańskim Radiowie czy oczyszczalnie ścieków. Przy okazji tych ostatnich wycieczek o Lewandowskim stało się głośno w uczelnianym senacie, gdyż przed i po wyjściu z terenu zakładu ważył całą grupę przy pomocy... wagi samochodowej! Chciał w ten oryginalny sposób się upewnić, czy nikt nie wpadł do jakiejś kadzi ze ściekami. 
 
Zajmował się chociażby problemem wpływu zakładów przemysłowych na lokalny ekosystem. Wbrew obowiązującym w ekologii dogmatom uważał, że skoro wpływ fabryk na przyrodę jest nieunikniony, należy kierować działania w tym kierunku, aby był to wpływ pozytywny. Zauważył, że na przykład dzięki temu, iż jeziora w rejonie Konina zostały włączony w system chłodzenia tamtejszej elektrowni, ich średnia temperatura wzrosła o 5—7°C. „Oddziaływanie elektrowni w postaci opadu pyłów z kominów i burzliwych przepływów wody w systemach chłodzenia, skutecznie powstrzymało zarastanie glonami tamtejszych jezior”2. Spowodowało to odpływ szczupaka z tamtych okolic, na wskutek czego trzykrotnie spadło tam rybołówstwo. „Ceną za efekt ekoinżynieryjny stał się karp w galarecie zamiast szczupaka. Jak sądzę, jest to niewygórowana cena za to, że wodę z jeziora możemy wykorzystywać jednocześnie do celów przemysłowych i rekreacyjnych”3, chwalił swoją teorię Lewandowski.

Uczelnie nie doceniły jego starań. Najpierw odmówił mu wykładów Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, potem Uniwersytet Warszawski (po trzyletnim prowadzeniu autorskiego przedmiotu Człowiek w zmienionej przyrodzie). Zarzucił więc filozofię ekologii i powrócił do metafizyki. Swoją teorię wyłożył w wydanym w 2008 roku traktacie Pochwała herezji. Rzecz o metafizyce w trzech esejach. Trafił w nicość. Przez kilka lat jego teoria doczekała się wyłącznie jednego krytycznego omówienia oraz dwóch wykładów dla studentów. 
 
Mimo tych klęsk wciąż uważa, że „jestem najpierw filozofem, dopiero potem pisarzem. Mam sprawę do załatwienia z całą kulturą Zachodu”. Swoimi przemyśleniami dzielił się na łamach „Nowej Fantastyki” i „Czasu Fantastyki”. Niedawno swoje eseje wydał w tomie Człowiek jest kością, którą gra Bóg.

Pisarz zawodowy

W 2005 roku, kiedy filozofia ostatecznie wróciła do statusu pasji, postanowił spróbować utrzymać się wyłącznie z pracy pisarza. Do tego czasu wydał kilkanaście książek, w tym kilka tomów Ksina, Bo kombinerki były okrutne (powieść o Radosławie Tomaszewskim wydana w Lampie i Iskrze bożej), opowieści o śmierci w czasach cyfrowych (Legendy cyberkatakumb) oraz kilka innych. Uznał, że zdobyte doświadczenie pozwoli mu napisać książkę „na każdy temat”; udał się więc na Warszawskie Targi Książki – i taką właśnie propozycję składał wydawcom. Wydawnictwo Dolnośląskie zdecydowało się podjąć współpracy i zamówiło u niego serię kryminałów retro o przedwojennym komisarzu policji Jerzym Drwęckim. Cykl okazał się sukcesem, niestety po kilku latach pech dał o sobie znać. W 2010 roku zmieniło się kierownictwo Wydawnictwa Dolnośląskiego i współpraca się zerwała. Od tego czasu Lewandowski żyje z pisania książek na zamówienie. „Na rozbudowaną formę nie mam czasu, muszę pisać książki w trzy miesiące maksimum – twierdzi – inaczej nie zarobię na utrzymanie rodziny”. Jednak nawet gdy dostaje dłuższe terminy, a wydawca zamawia u niego cały cykl, pilnuje, aby pisać treściwie, unikając dłużyzn; na przykład wszystkie trzy powieści cyklu Diabłu ogarek to zamknięte fabuły, które można poznawać pojedynczo. Nie lubi seriali, a za najwyższą formę sztuki uważa – za „Klubem Tfurców” – opowiadanie, ponieważ „nie ma w nim miejsca na lanie wody: musi być krótko i konkretnie”. Kto ma dosyć współczesnej kultury, przesyconej rozwlekłymi serialami i sagami, powinien to docenić. 
 
Słynie też z solidności i terminowości. Raz tylko musiał prosić wydawcę o przesunięcie terminu; podczas pisania Anioły muszą odejść „rzeczywistość wjechała mu w świat powieści”. Opisywał właśnie szaleństwo manipulowanego przez demony tłumu, gdy rozbił się prezydencki tupolew... 
 
Nosorożec na przedpolu Fandomu

Coraz mniej miał wspólnego z fandomem. Wyszydzono jego teorię metafizyczną. W internecie, chowając się za pozorną anonimowością, przykro o nim pisano. Potem, jak twierdzi, rozpoznawał tych ludzi po tym, że nie potrafili mu patrzeć w oczy podczas spotkań w realnym świecie.

Sam nie był bez winy. Na ataki nie pozostawał dłużny. Nie szczędził gorzkich słów pod adresem fandomu; jego członków nazywał minogami. „Ja chcę, aby każdy głupiec poczuł psychiczny dyskomfort z powodu swojej głupoty”, tłumaczył swoje postępowanie. Był autorem listu otwartego do Jadwigi Zajdel (wdowie po słynnym pisarzu), w którym apelował, aby wycofała imię swojego męża z nazwy nagrody literackiej fandomu. Jego zachowanie miało charakter prowokujący, tak że niektórzy twórcy zaczęli bojkotować konwenty, które jeszcze zapraszały Lewandowskiego. On sam przyznaje, że „prowokacja to narzędzie bardzo przydatne w życiu, w którym dominuje powierzchowność ocen i zasada pierwszego wrażenia, »bo na drugie nie ma czasu«, co czytałem w jakimś poradniku. Jak rozpoznać szuję ukrytą pod miłym uśmiechem? Jak odkryć prawdziwe intencje? Czekać, aż narobi szkód? Tylko prowokacja!”4.

Fandom tworzą ludzie o przeróżnych zainteresowaniach i temperamentach. Jak w absolutnie każdej społeczności, i tam nie brakuje konfliktów personalnych. Jednak to Przewodas, jak Lewandowski jest tam nazywany, obrósł czarną legendą. Myślę, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest jego – jak sam uważa – „bezkompromisowość”. Nie rozumiał i nie chciał chyba rozumieć, jak istotne w relacjach międzyludzkich są emocje. Wierzył, że uczciwość wystarczy, by zapewnić sobie pozycje tak towarzyską, jak zawodową. „Nie potrafię się przypochlebiać, jestem zbyt szczery, naiwnie ufam ludziom […]. Strasznie dużo mnie to w życiu kosztowało. Rzeczą szczególnie przerastającą moje siły jest pokora. […] Po nagrodzie Zajdla chciałem już współtworzyć »Nową Fantastykę«. Najpierw było o to parę lat ciągłych kłótni, w końcu rozbili mi łeb (Oramus przy milczącej aprobacie Parowskiego). Bezpośrednimi przyczynami incydentu były wprawdzie dziewczyna i alkohol, ale wrzód pęczniał długo. […] A co do alkoholu, to piję za mało. Zbyt mało zwłaszcza by zrobić karierę w kręgach »Magii i Miecza« oraz »Fenixa« – nie jestem »swój«, bo nie znalazłem jak Szrejter wątroby na śmietniku”5. Brakowało mu choć odrobiny konformizmu. Ambicja zaś do końca go gubiła.

Ślady powyższej postawy widać w jego powieściach. Relacje między bohaterami jego książek określają cnoty rodzaju honoru, prawdomówności czy lojalności. Aby osiągnąć cel, wystarczy logika i wiedza. Tęsknotę za takim światem widać chociażby w trylogii Bursztynowego Królestwa, którego akcja toczy się na Dalekim Wschodzie na początku XX wieku. Opowieść o losach tytułowego królestwa Polaków i Chińczyków pod panowaniem Władysława V (wbrew pozorom nie jest to historia alternatywna, lecz coś, co naprawdę mogło zaginąć w mrokach dziejów) jest również pochwałą patriotyzmu. Lewandowski chyba za główny punkt odniesienia dla człowieka uważa rodzinę oraz naród. W jego wizji pochodzenie determinuje losy człowieka: ktoś urodzony Polakiem ma obowiązki polskie i nie zazna szczęścia, dopóki tego nie zrozumie. Sergiusz Lawendowski, mimo że wychowany na Rosjanina, nie mógł pozostać lojalnym poddanym cara, jak chciał. Przynależność do narodu pozwala budować poczucie tożsamości oraz sensu w życiu.
Podobnie ważna jest rodzina. W swoich wypowiedziach Lewandowski wielokrotnie podkreślał, że dzieci mają obowiązek wobec swoich rodziców przekazać otrzymane życie dalej. W jego powieściach kobiety odnajdują szczęście dopiero w macierzyństwie. Znamienne są refleksje jednej z bohaterek Mostu nad Otchłanią, która na przekór dekadencji, w jakiej pogrąża się jej klasa społeczna, pragnie dziecka, by móc spłacić dług całej linii swoich przodków. 

Gdy państwa polskiego nie ma, Polacy muszą do niego dążyć walką i pracą. Gdy ono jest, powinni być lojalnymi, wolnymi obywatelami. Zaznaczyłem te ostatnie, ponieważ wolność jednostki ma fundamentalne znaczenie dla autora. Nienawidzi wszelkich systemów jako krępujących wolność jednostki. Możność nieskrępowanego wyrażania swoich przekonań jest dla niego kluczowa.

W cyklu Diabłu ogarek odmalował społeczeństwo, w którym mogą żyć zgodnie wszyscy: i katolicy, i protestanci, i niemieccy uchodźcy, i nawet czarty wszelakie. Muszą być tylko lojalnymi obywatelami. Owym społeczeństwem z kart powieści byli mieszkańcy Rzeczpospolitej Obojga Narodów z pierwszej połowy XVII wieku. Warto zanurzyć się w tym na wpół idyllicznym świecie, Terra Felix, „wspartym na barkach bóstwa o rysach okrutnych”, pisząc za Jackiem Kaczmarskim.

Trzeźwy patriota

Patriotyzm według Lewandowskiego ma wydźwięk pozytywny. Wychowany na grobach pomordowanych na Woli w '44 (motyw ów często wraca w jego twórczości) nie dał się zwieść pokusie martyrologicznego spojrzenia na dzieje narodu. Na powstańców warszawskich patrzy krzywym okiem; jego zdaniem walka bez szans na zwycięstwo, za to kosztem ogromnych strat i ludzkich tragedii ociera się o zbrodnię. Dał temu wyraz w Anioły muszą odejść, w których rozlicza stolicę z tego i innych grzechów. Wydał je trzy lata przed głośną monografią Piotra Zychowicza Obłęd '44, czyli jak Polacy zrobili prezent Stalinowi, wywołując powstanie warszawskie

Rewersem do Aniołów uczynił powieść Orzeł bielszy niż gołębica, wydaną przez Narodowe Centrum Kultury w serii Zwrotnice czasu (w ramach której liczni autorzy piszą alternatywne dzieje Polski). Opisane przez Lewandowskiego powstanie styczniowe pełne jest czołgów parowych oraz broni, która w naszym świecie pojawiła się kilkadziesiąt lat później. Powieść ta dobrze oddaje literacki kunszt Lewandowskiego: wspomniane maszyny, nazywane tam twardochodami, nie tylko stanowią efektownej scenerii, lecz ich istnienie w świecie jest głęboko przemyślane i czytelnik nie powinien mieć problemów z wiarą w świat przedstawiony. Samą zaś historię alternatywną warto poznać nie tylko dla miłej opowieści o Polsce zwyciężającej, lecz przede wszystkim – by zrozumieć, jak ważne było dla nas realne powstanie styczniowe. Chociaż przegrane, nie przyniosło większych szkód Polsce; straty wśród ludzi były niewielkie, i to głównie wśród powstańców (inaczej niż w powstaniu warszawskim), chłopi uzyskali zniesienie pańszczyzny, a zbiedzona szlachta mogła przemienić się w inteligencję. Powstanie stało się podwaliną dla pozytywizmu. Nie do przecenienia był także jego mit, który utrzymywał w patriotyzmie następne pokolenia Polaków, dzięki czemu możliwy był cud 1918 roku.

Pisarz z Woli

Lewandowski, jak od lat, mieszka na warszawskiej Woli z rodziną i kotami. Od czasu zarzucenia serii kryminalnej w 2010 wydał już 10 (!) powieści. Wśród nich znalazły się zarówno „dzieła życia” (Anioły muszą odejść, Orzeł bielszy niż gołębica), jak i zabawy koncepcją, w postaci na przykład Faraona wampirów, będącego przeróbką dzieła Bolesława Prusa. Mimo problemów z dotarciem do świadomości odbiorców, patrzy na przyszłość z ostrożnym optymizmem. „Co we mnie jest takiego dziwnego? Bezkompromisowość? – zastanawia się. – Mimo to na wyobcowanie towarzyskie nie mogę narzekać. Kręgi przyjaciół rosną. A do odbiorców coś dociera, wolno bo wolno, ale stale. Bywają chwile, kiedy ludzie uświadamiają sobie, że jestem kimś ważnym w ich życiu. Zatem nie wszystek umrę”6.

Pod koniec zeszłego roku literacką część internetu wstrząsnęła wojna, jaką Lewandowski wypowiedział blogerkom książkowym. Zarzewiem konfliktu była notka na jednym z blogów, którego autorka nie dość, że niegramotnie skrytykowała książkę, to jeszcze zdradziła fabułę – psując tym samym przyjemność płynącą z lektury innym czytelnikom. Autor ją za to złajał; w obronie koleżanki aktywizowały się inne blogerki, pisarki oraz środowiska fanowskie niechętne Przewodasowi. Z drugiej strony Lewandowski został poparty przez tych wszystkich, których raziła mizeria krytyki internetowej. Afera przez kilka tygodni toczyła się w prasie, na Facebooku oraz na blogach, po czym wygasła. Jej najbardziej namacalnym rezultatem okazała się propozycja ze strony jednego z wydawców, aby wydać wznowienie Mostu nad Otchłanią. Niedawno ukazało się jej trzecie wznowienie. 
 
Wielu przepowiadało już koniec Przewodasa, a on im na przekór wciąż żyje tworzy. Zeszłej jesieni wydał kryminał współczesny, w którym rozprawia się z egzorcystami (Czas egzorcystów). Przygotował również wielki powrót kotołaka Ksina (premiera Ksin. Początek odbyła się października 2014 roku) oraz komisarza Drwęckiego (zaczął już pisać szósty tom zatytułowany Rumuńskie kawony). Planuje też powieść science fiction. Zamierza opisać w niej świat, w którym wynalazek Nicoli Tesli – wieża pozwalająca wysyłać energię elektryczną na odległość – zostaje zostaje oddany do użytku, co skutkuje katastrofą ekologiczną...

Przypisy
1Lewandowski K.T., Półmisek, [w:] Noteka 2015, Warszawa 2006, s. 93—94.
2Karwowski M., Proekologiczny kompromis, http://forumakad.pl/archiwum/2004/01/artykuly/20-bn-proekologiczny_kompromis.htm [stan na: 12 lipca 2014 r.]
3Ibidem
4Kawula-Kubiak A., op. cit.
5Lewandowski K.T., Życiorys autorski, czyli przewodasowe przypadki, op.cit.
6Smętek M., Wywiad z Konradem T. Lewandowskim o powieści Anioły muszą odejść, http://historyk.eu/wpis/wywiad-z-konradem-t-lewandowskim-o-powie%C5%9Bci [stan na: 12 lipca 2014 r.]

1 komentarz: