Kiedy
w 1990 stało się jasne, że PRL przeszedł do historii, przyjechał
do kraju, aby zmierzyć się z własną legendą. Mimo że koncerty
były organizowane w możliwie najbardziej przepastnych halach, jak
chociażby Sala Kongresowa w Warszawie, a ludzi wpuszczano w ilości,
jakiej nie przewidywały żadne normy bezpieczeństwa, i tak
brakowało biletów, a przed kasami działy się dantejskie sceny.
Jednak na samych koncertach panował absolutny spokój; nikt nie
śmiał przeszkadzać artyście. Widownia dołączała się do
śpiewania jedynie przy okazji Obław (Kaczmarski napisał ich
kilka części) oraz Murów – oczywiście tych z '78 roku.
To był jego autentyczny triumf.
Równocześnie
z trasą koncertową powstała niewielka wytwórnia Pomation, która
miała na celu wydawanie śpiewników oraz kaset i płyt z piosenkami
Jacka Kaczmarskiego. Jej działalność sfinansował sam bard, a
założycielami była dwójka fascynatów jego twórczością. Firma
szybko się rozrosła i otworzyła się na innych artystów. Obecnie,
w ramach międzynarodowego koncernu EMI, jest jednym z największych
producentów fonograficznych na polskim rynku.
Przez
całe lata 80. występował solo, przygrywając sobie gitarą
klasyczną. Podczas trasy koncertowej '90 wykonania były wzbogacone
akompaniamentem fortepianowym Zbigniewa Łapińskiego. Jednak wobec
coraz częstszych pytań o reaktywację tria, Kaczmarski postanowił
reaktywować współpracę z Gintrowskim. Jesienią 1991 roku
nastąpiło pierwsze po 10 latach spotkanie na scenie trójki
artystów. Śpiewali głównie utwory z trzech pierwszych wspólnych
programów, stąd nazwa trasy koncertowej – Mury w muzeum raju.
Powrót okazał się na tyle dużym sukcesem, że zdecydowali się na
kontynuowanie współpracy.
Kaczmarski
deklarował, że „nie jest wyrazicielem nastrojów społecznych”
i że nade wszystko ceni sobie wolność artystyczną. Jednakże
osoba przyszłego odbiorcy nie była mu obojętna. Każdy jego
program był starannie przygotowywany pod kątem słuchaczy. Reagował
na aktualną sytuację polityczną czy społeczną. Na przykład w
następnym wspólnym programie Wojna postu z karnawałem na
podstawie licznych przykładów, czerpanych z historii i kultury
europejskiej artyści ukazali słuchaczom cienie i blaski czasów
przemian.
Trasy
koncertowe okazały się na tyle wyczerpujące dla Gintrowskiego, że
ten zrezygnował z udziału w następnym programie, Sarmacji,
w której Kaczmarski odwoływał się do kultury szlacheckiej. Jak
zwykle poszedł na przekór utartym schematom; profesor Jerzy
Jedlicki stwierdził, iż płyta powstała „ku przerażeniu serc”.
Sczezł
ustrój, a słowami pieśni Wciąż
okładają się współcześni
W
1994 została rozwiązana polska sekcja RWE. Kaczmarski po krótkim
pobycie w kraju zdecydował o emigracji do Australii. Był zmęczony
pracą w radiu, a potem życiem politycznym w kraju. W Australii
oczekiwał spokoju, by móc tworzyć. Nie bez znaczenia miało też
zabezpieczenie socjalne, jakiego nie mogła mu zapewnić Polska.
Podczas
emigracji rozpadła mu się rodzina. Kiedy podczas jednej z awantur
Ewa została uderzona w twarz, wzięła córkę i wyniosła się z
domu do schroniska dla bezdomnych matek. Patrycja wróciła do Polski
już po śmierci ojca. Jako córka słynnego barda udzieliła kilku
wywiadów, w których opowiedziała, że Kaczmarski nie był dobrym
ojcem.
Cel
artystyczny jednak osiągnął. Praktycznie co roku przyjeżdżał z
nowym programem; przy okazji każdego nowego przyjazdu prezentował
kilkanaście zupełnie nowych piosenek! Ostatni program stworzony w
Polsce, Pochwała łotrostwa, miał charakter publicystyczny.
Widać w nim było wpływ tego, czym wówczas żyła Polska:
polityką, oczywiście, oraz wojną w byłej Jugosławii. Wyjazd do
Australii wyraźnie pozwolił mu się wyciszyć, skupić się na
tematach bardziej uniwersalnych. Nawet jak odnosił się do aktualnej
sytuacji w Polsce, robił to z dystansem. Rechot Słowackiego z
programu Dwie skały, inspirowany zapiskami z podróży
romantycznego wieszcza, do dzisiaj nic nie stracił z aktualności.Rozwinął też swój kunszt gry na gitarze, co było tym
istotniejsze, że zakończył współpracę ze Zbigniewem Łapińskim.
Nie
miał stałej publiczności. Jego fanami byli przede wszystkim ludzie
młodzi, którzy dorośleli i z czasem przestali się interesować
kolejnymi programami barda. Na ich miejsce przychodzili kolejni
nastolatkowie. „Ja, jak wielu artystów, zachowuję młodzieńczą
naiwność – tłumaczył ten fakt – dziecięcą wierność pewnym
marzeniom. To działa właśnie na młodych ludzi. To, że oni są na
moich koncertach i znają na pamięć piosenki, które pisałem,
kiedy ich nie było na świecie i identyfikują się z nimi, oznacza
dla mnie, że moje wybory artystyczne były trafne. Gdyby moje
piosenki były związane z polityką, byłyby dla nich zupełnie
nieczytelne”.
Niektórzy
twierdzą, że jego piosenki zapełniają lukę po braku wielkiej
powieści, jakiej nie doczekała się III RP. On sam mimo tego
próbował swoich sił jako prozaik. Legenda głosi, że debiutancki
Autoportret z kanalią wydał w wydawnictwie koleżanki ze
studiów, której przed laty obiecał powieść erotyczną.
Niezależnie od przyczyny powstania powieść o charakterze
autobiograficznym, w której bez zahamowań opisał środowisko
opozycyjne, wywołała skandal. „Gazeta Wyborcza” litościwie
przemilczała książkę. Inne tytuły miały tyle delikatności, ile
Kaczmarski w momencie pisania Autoportretu.
Kolejne
jego powieści nie wywołały już takiego szumu. Jako pisarz mógł
czuć się niedoceniany. Jedynie uwielbiany przez niego Jerzy Pilch
przyznał się na łamach „Polityki” we wspomnieniowym artykule,
że lubi jego prozę.
choć
się nicością sycą – Ufają
wszelkim obietnicom
Jesienią
2001 roku wystąpił ze swoim ostatnim programem Mimochodem –
siedemnastu piosenkach „o tym co nam się w życiu przydarza
mimochodem właśnie […] to znaczy zdajemy sobie sprawę, że coś
w życiu zaszło, co o tym życiu decyduje, natomiast nie możemy już
nic na to poradzić” (z zapowiedzi programu). Kilka miesięcy
później coś takiego zaszło u niego w życiu: zdiagnozowano u
niego raka krtani – bez większych nadziei na wyleczenie.
Przemysław
Gintrowski wspominał, że gdy Kaczmarski usłyszał diagnozę,
spytał lekarza, czy będzie jeszcze śpiewał. Kiedy ten
odpowiedział mu, że tu nie idzie walka o śpiew, ale o życie, bard
wyszedł, by prędko nie wrócić.
Leczył
się w klinice w Austrii. Koszt pobytu w niej znacznie przewyższał
możliwości finansowe barda, zwłaszcza iż z powodu braku
możliwości występowania stracił połowę swoich dochodów.
Zorganizowano więc szereg koncertów charytatywnych, których dochód
miał być przeznaczony na leczenie. Jedynie niewielka część kwoty
została na nie wydana. Przyjaciele Kaczmarskiego wspominali o
wystawnych przyjęciach organizowanych w ostatnich dwóch latach
życia. Bard nawet nie mógł z nich korzystać, był na tyle
osłabiony z powodu choroby! Rak uniemożliwiał mu spożywanie
pokarmów, łatwo więc sobie wyobrazić, co czuł na widok drogich
potraw. Żeby poczuć chociaż ich smak, nosił ze sobą torebkę, do
której spluwał przeżute pokarmy.
Ostatnie
dwa lata spędził w niedokończonym domu swojej partnerki w Gdańsku
Osowie. To ona odnalazła w internecie lekarza, który „przestał
wierzyć w tradycyjną medycynę”. Oferował lek „nie znany
współczesnej medycynie” o nazwie antyra, dzięki której rak miał
się rozpaść od środka. Jedyną wadą specyfiku była, oczywiście,
cena. Litrowa butelka kosztowała tysiąc złotych. Nie wiadomo, ile
Kaczmarski kupił tych butelek, ale znamienne, że przynajmniej jedna
transakcja była na kwotę... 28 tysięcy złotych gotówką! Lek po
przebadaniu w policyjnym laboratorium okazał się bardzo kosztownym
placebo.
Bard
do końca zachował przytomność umysłu. Świadczą o tym chociażby
wiersze, artykuły i wywiady, jakich udzielił w chorobie. Jeszcze w
przeddzień śmierci pracował nad nowym tekstem. Z drugiej strony
jaką swobodę decydowania o sobie miał człowiek, który był tak
osłabiony, że w każdej chwili groziła mu śmierć? W pewnym
momencie całkiem stracił głos i z otoczeniem porozumiewał się za
pomocą karteczek. „[...] weszłam do obcego dla mnie domu [w
Osowej – M.S.] – wspominała Patrycja Kaczmarska-Volny – w
którym także ojciec, jak podejrzewam, czuł się wyobcowany. Był
bowiem kompletnie zależny od osób, które go otaczały”.
Przede
mną dziesięć lat niepewnych, Gdy
każdy zmierzch mężczyznę miażdży, Od
wewnątrz pośpiech szarpie gniewny, A
z nieba mu znikają gwiazdy. Który
to przetrwa ten – dożyje Zaszczytu,
że sędziwie zgnije
Powyższa
zwrotka pochodzi z napisanego w lutym 1995 Testamentu '95.
Artysta tylko o rok się pomylił, gdy nieświadomie wywróżył
własny zgon.
Ochrzczono
go nieprzytomnego i – najprawdopodobniej – bez jego zgody w
gdańskim szpitalu na prośbę jego partnerki Alicji Delgas. Zmarł
kilka godzin po ceremonii, nie odzyskawszy przytomności. Został
pochowany na powązkowskim cmentarzu wojskowym w Alei Zasłużonych.
Na jego pogrzeb mimo deszczowej pogody przybyły tłumy, które
wspólnie zaintonowały Mury.
Kilka
tygodni po śmierci wydano pośmiertnie tomik poezji Tunel,
zawierający wiersze napisane podczas choroby. W 2005 roku podczas
jubileuszowego koncertu „Solidarności” Jean Michelle Jarre
zagrał Mury. Przez ostatnie 10 lat ukazało się kilkanaście
wydań płytowych jego koncertów, antologia poezji (zawierającą
niemal wszystkiego jego utwory – ponad 600 tekstów!) oraz liczne
pozycje analizujące jego twórczość. Wydawane produkty są
kierowane przede wszystkim dla jego zdeklarowanych fanów; gdy na
rynku pojawił się box z nagraniami video jego koncertów, od razu
włożono do niego pięć płyt, co wywindowało cenę do poziomu
kilkuset złotych. Fanów zaś jest coraz mniej, co można
wywnioskować po malejącej liczbie festiwali oraz zamierającym
ruchu fanów w internecie.
Kaczmarski
zajął już poczesne miejsce w polskiej kulturze. Co roku jego
twórczość jest tematem prac maturalnych czy magisterskich, co
dowodzi, że wciąż fascynuje młodych ludzi. Jego teksty są
przypominane przy różnych okazjach; gdy Polska żyła sprawą
patrona jednej ze szkół – Brunona Jasieńskiego – „Gazeta
Wyborcza” broniła poetę wierszem Epitafium dla Brunona
Jasieńskiego.
Być
może nie doczekamy się renesansu popularności twórczości Jacka
Kaczmarskiego, jaka miała miejsce chociażby 10 lat temu podczas
jego choroby. Lecz „Zostały jeszcze pieśni./ One Już, chcę czy
nie chcę, nie są moje./ Niech cierpią los swój – raz
stworzone”.
Tytuł
i śródtytuły są cytatami z wierszy Jacka Kaczmarskiego. Cytaty w
tekście za: kaczmarski.art.pl oraz Gajda Krzysztof, To
moja droga. Biografia Jacka Kaczmarskiego, Wrocław 2009
Raka przełyku, na litość boską...
OdpowiedzUsuń